z białej miękkiej sierści
wydostałem się na szczyt
krwawiącymi dłońmi
odgarniam włosy
rzęsy
chłonę ciemność głodnymi jej oczami
- jak ostani wdech -
uginam ułomne kolana
odbijam się od stóp
które może wiedziały najwięcej
lecę
rozwichrzona czupryna wyprzedza
każdą myśl
- są teraz na równi
ważne tak samo
zachłanne nozdrza
opłakują malinowy zapach
miękkiej bieli
od której z własnej
nie z własnej
woli
uciekam
tańczący Boże
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz